czwartek, 31 stycznia 2013

~ Rozdział 3


Pod nasz spalski dom dotarliśmy przed dwudziestą. Z tego co mówiła recepcjonistka Andrea wraz ze sztabem dotarli też niedawno. Wyszliśmy zatem po schodach  na trzecie piętro. Oczywiście nie obyłoby się bez tego żebym nie dostała lekkiej zadyszki.  W prawdzie idzie się przyzwyczaić ale te szpilki kompletnie mnie spowalniały i czerpały więcej sił. Z małą pomocą Winiarskie doczłapałam się do swoich drzwi. Przekręciłam kluczyk i otworzyłam je.
- Dziękuje Michale na ratunek od tej sierotki. - wskazałam palcem na Bartmana, który właśnie nas mijał. - Oraz za odprowadzenie.
- Nie ma najmniejszego problemy Mario. Polecam się na przyszłość. - chłopak ukłonił się delikatnie. - Jakaś nagroda? - poruszał zabawnie brwiami. Bez wahania wspięłam się na palce i cmoknęłam go w policzek. - Od razu lepiej. - wyszczerzył się i odszedł.
Nie zostało mi nic innego jak zrobić to samo. Ściągnęłam od razu buty i włożyłam je do pudełka. Torebkę rzuciłam na fotel a sukienkę od razu zdjęłam i założyłam uprzedni t-shirt. Powiesiłam sukienkę na wieszaku i włożyłam do szafy. Upięłam wysoko włosy i zmyłam makijaż. Ponownie się rozebrałam i wzięłam prysznic. Byłam tak zmęczona dzisiejszym dniem, że ziewałam co pięć sekund. Przebrałam się w moją piżamę i usiadłam na łóżku. Dobrze, ze miałam TV to jeszcze nie byłam aż tak odizolowana od całego świata. Włączyłam jakiś program i cała się w nim zatraciłam. Chyba sobie przysnęłam bo zerwałam sie kiedy do pokoju wszedł Bartman.
- No okej. - powiedział, podszedł do mnie i musnął mój policzek. - Proszę.
- Eee? O co chodzi? - kompletnie zgłupiałam, przecież o nic go nie prosiłam. - Zresztą.. Nie ważne. - machnęłam ręką. - Co Cie sprowadza w moje skromne progi?
- Przyszedłem po Ciebie żebyś przyszla z nami pograć. - założył ręce na biodra.
- Grać? Z wami? Niby w co? - parsknęłam.
- W pokera dziewczynko w pokera! - stuknął mnie w czoło po czym wyłączył telewizor i zaniósł do pokoju, w którym spał Igła z Nowakowskim.
- Dziękuję. - odparłam kiedy Zibi postawił mnie na stały grunt. - Cześc wam, znów. - pomachałam chłopakom.
- No skoro nalegasz. - Igła popatrzył na mnie i na chłopaków z wielkim usmiechem po czym podszedł do mnie i pocałował mnie.
- O co kurr... - nie mogłam do kończyć bo po chwili całą czternastka podchodziła do mnie i mnie całowała w policzek. - wa się tu dzieje? O co wam chodzi bo nie rozumiem? - dokończyłam kiedy z objęć wypuścił mnie Zibi. Tak Zibi. Nie mógł przegapić kolejnej okazji..
- Popatrz na swoją koszulkę. - wskazał palcem Nowakowski.
- Kurde no faktycznie. - walnęłam facepalm'a. Wszyscy zaczęli sie ze mnie śmiać.
- No dobra, dobra już przestańcie. - usiadłam na ziemi obok Igły i Możdżonka.
- No to zaczynamy. - Igła potarł dłonie i rozdał karty.
- Ale ja nie umiem grać. - oznajmiłam łapiąc za karty.
- No to się nauczysz w trakcie. - wyszczerzył się Piter.
Tak się zaczęła nasza gra. Ciągnęła sie w nieskończoność czego skutkiem była oczywiście moja przegrana. Nie umiem grać a oni perfidnie to wykorzystali.
- Hah! No chłopaki wymyślamy jakąś karę za przegranie. - wyskoczył Bartman.
- O nie, nie! Dajcie mi święty spokój. - machnęłam ręką.
- Nie ma tak. Kto przegra musi spełnić nasz warunek. Będziemy naprawdę mili. - Kurek położył dłon na moim ramieniu.
- Gr. Niech wam będzie.
- Proponuje 4 rundy po schodach góra-dół! - zaproponował Możdżonek.
- Ja sądzę, że 7 rund styknie. - dodał Zagumny.
- Zabije was... - wysyczałam przez zęby.
Dyskutowali między sobą jakieś 5 minut a ja siedziałam z boku i przyglądałam się im. Jak byli skoncentrowani wyglądali naprawdę śmiesznie.
- Ekhm. - wykrztusił Zibi i podniósł się. - Doszliśmy do wniosku, ze idealną nagrodą będzie wspaniały nocleg z każdym z nas co noc.
- Że co?! Chyba się przesłyszałam? - aha no o świetnie wymyślili.
- Dzisiaj możesz zostać u nas. - oznajmił Piter.
- Jutro u nas. Po jutrze u nich, później u nich, u nich no i jeszcze u nich no i zakończymy na Winiarze i Kurku. - zasmiał się ZB9 i przybił piątke z chłopakami.
- Chyba śnicie. - popatrzyłam na nich spode łba.
- Absolutnie. - zaprzeczył Igła. - Chyba, że..
- Chyba, że... ?- powtórzyłam.
- Przebiegniesz wokół ośrodka 2 razy nago. - dodał a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- No nie. - walnęłam otwartą dłonią w czoło. - Wybieram to pierwsze..
- Super! - ucieszyli się wszyscy po kolei.
Siedzieliśmy jeszcze może z godzinę. Ale kiedy poczułam zmęczenie od razu wygoniłam dwunastkę z pokoju. Posłusznie bez marudzenia wyszli. Zamknęłam za nimi drzwi i obróciłam się na pięcie w stronę Igły i Pitera. Obaj stali z rękami założonymi na klatce piersiowej i uśmiechali się cwaniacko.
- No i co się tak patrzycie? - burknęłam w ich stronę.
- Zastanawiamy się z kim dziś śpisz. - odparł Piter.
- Przepraszam bardzo ale było powiedziane że śpię w tym pokoju a nie w łóżku z którymś z was. - zmierzyłam ich wzrokiem.
- O nie! Nie ma mowy. Śpisz ze mną albo z Piotrkiem. - powiedział stanowczo Igła.
- Chyba śnicie.
- Nie! Była umowa. - ciągnął Ignaczak.
- Mam pomysł. - wtrącił Cichy Pit. - Połączymy łóżka. - poruszał śmiesznie brwiami.
- No dobra.. - przytaknęłam.
Po chwili leżeliśmy już w trójkę. Oczywiście ja na środku. Z powodu iż Igła non stop coś gadał obróciłam się do Piotrka i zasnęłam.

Uniosłam powieki i moim oczom ukazał się atrakcyjny męski tors. Sen? Jawa? Z reguły umiem odróżnić oba od siebie. Podniosłam głowę w celu rozpoznania terenu. No tak znajdowałam się w pokoju Ignaczaka i Nowakowskiego a osobnikiem o tym uroczym torsie był Pit, któremu spałam na klatce piersiowej. Yhy, rewelacyjnie. Mam nadzieję, że nie trafi to na 'Iglą szyte'.  Nie chce obyć obleganą przez dzikie hotki. Przeczesałam włosy z czoła i sięgnęłam po telefon, który leżał na szafce nocnej. Do końca nie wiedziałam kogo on był ale czy to ważne? Dobijała szósta. Z tradycyjnym stwierdzeniem, że szkoda czasu na spanie wyślizgnęłam się z objęć środkowego i powolutku na palcach wyszłam z łóżka. miałam małe problemy z otworzeniem drzwi ale po kilku próbach udało mi się je zwalczyć i wróciłam do swojego pokoju. Jak to zwykle bywa zrobiłam poranną toaletę, spięłąm włosy w kucyk i przebrałam się w ciuchy do biegania. Wkładając słuchawki w uszy zeszłam na hol i wybiegłam z budynku. Truchtem w stronę spalskiego lasu. Dzis totalnie wzięło mnie na refleksje więc po niecałych dwóch godzinach wróciłam do hotelu. W między czasie zaliczyłam kilka na przerw na rozciąganie oczywiście. Wybiegłam po schodach prosto do swojego pokoju.
- Co wy tu do cholery robicie? - pisnęłam kiedy zobczyłam Kubiaka, Kurka, Nowakowskiego i Ignacaka, który kręcił kamerą całe zajście.
- Marysia! Gdzie ty się podziewałaś?! - wrzasnął Chichy Pit i wtulił się we mnie.
- Byłam pobiegać a wy robicie szopkę.
- Martwimy się! Nie było Cię w łóżku.. - w tym momencie Igła skierował kamerę na siebie i poruszał śmiesznie brwiami i kontynuował kręcenie mnie. - Więc wystraszyliśmy się, że coś jest nie tak. - kontynuował.
Zaśmiałam się sama do siebie i poklepałam Piotrka po ramieniu.
- Jak widac nic mi nie jest. - dodałam po chwili.
Usiadłam obok Dzika i Kurka popijając wodę. Igła wymamrał coś do kamery w stylu : Nasza zguba się znalazła, blablabla. I skończył nagrywanie. Piotrek natomiast stał nade mną i przyglądał mi się badawczo.
- Wybaczcie ale chciałabym iść pod prysznic. - zerknęłam na nich.
- Ok, ok. Ale za dwadzieścia minut jestem po Ciebie na śniadanie. - oznajmił Kurek i wszyscy wyszli z pomieszczenia. Rozebrałam się i od razu wskoczyłam pod prysznic. Później przebrałam się i wysuszyłam włosy. Chciałam wyprostować je jeszcze ale do pokoju wszedł Kurek i niestety się nie udało.
- No co jest z Tobą? - oparł się o ścianę.
- Już idę tato.. - wyłączyłam urządzenie z prądu. Wyszliśmy z pokoju i skierowaliśmy się do stołówki.
Wszyscy siedzieli już i zajadali się więc i ja z Bartkiem podeszliśmy do okienka. On zapakował na talerz jajecznice a ja grzecznie poprosiłam o to co zwykle. Dosiedliśmy się do dużego stolika, w którym siedzieli praktycznie wszyscy. Tylko Możdżon, Zagumny i Żygadło siedzieli w osobnym zupełnie nie wiem dlaczego. Ale nie miałam zamiaru o tym teraz myśleć.
- Majka, co to za akcja była przedtem? Postawiłaś na nogi połowę z nas. - odezwał się Zibi.
- Wyobraź sobie że poszłam tylko pobiegać a oni odstawiają jakąś szopkę z poszukiwaniem. - pacnęłam się w czoło.
- Ty biegasz? Aha. No zadziwiasz mnie z dnia na dzień. - wyszczerzył się Winiar.
- Spadaj. - wytknęłam język w jego stronę. - Trzeba dbać o kondycję.
- No, tak. |Racja mistrzu. - dodał Zibi.
- A Marysia będzie gwiazdą Igłą szyte! Muahah. - cwaniackim głosem powiedział Igła.
- Oj Krzysiu, Krzysiu.. - poklepałam go po ramieniu.- Nikt mi się nie oprze. - wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
Reszta śniadania minęła w dość luźnej atmosferze.  Było po ósmej a chłopcy mieli trening dopiero o 10 więc mieliśmy sporo czasu. Po zjedzonym śniadaniu rozeszliśmy się po pokojach. Posprzątałam troszkę u siebie i położyłam się włączając laptop. Na poczcie zero nowości natomiast na facebook'u była Kornelia więc chwilę z nią porozmawiałam. Włączyłam sobie dalsze odcinki mojego ukochanego serialu Pretty Little Liars i zatapiałam się w zagadkach. Niestety mój spokój nie trwał długo bo usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę! - krzyknęłam zatrzymując odcinek.
- Mogę? - zza drzwi wychylił się Winiarski.
- Jasne, wchodź. - poklepałam miejsce obok siebie.
- Co tam nowego? - zapytał kładąc się obok mnie.
- W sumie to nic. Oglądam serial. - wskazałam na laptopa.
- To pewnie Ci przeszkadzam? - powiedział nieśmiało.
- Nie no coś ty. Istnieje jeszcze opcja zatrzymania więc damy radę. - uśmiechnęłam się.
- Masz jakieś plany na popołudnie? - przyjrzał mi się.
- Po za treningiem, nie. - odpowiedziałam dość szybko. Za szybko.
- To może zgodzisz się na jakiś spacer? - że co? Sam Michał Winiarski zaprasza mnie na randkę?
- Tak. - wyrwało mi się od razu. - Z miłą chęcią. - dodałam po chwili.
- To świetnie! Jesteśmy umówieni? - wyciągnął dłoń w moim kierunku.
- Jesteśmy umówieni. - powtórzyłam i uścisnęłam dłoń.
Michał ponownie ułożył się obok mnie i oglądaliśmy serial. W prawdzie niewiele z niego wiedział ale nawet nie zadawał zbyt dużo pytań. Po dziewiątej stwierdził, że idzie się zbierać na trening. Zrobiłam to samo. Złapałam telefon w dłoń i wyszłam za Miśkiem.
- To poczekaj idę tylko przebrać buty. - powiedział i zniknął za drzwiami swojego pokoju. Oparłam sie o ścianę i czekałam na niego.
-  Laska idziesz? - szturchnął mnie Bartman.
- Czekam na Michała.
- Okej. To ja idę bo muszę coś jeszcze zrobić. - puścił mi oczko i odszedł.
Po chwili wyszedł Michał.
- Idziemy? - uśmiechnął się.
Przytaknęłam i weszliśmy w głąb korytarza. I po schodach w dół. No właśnie schody. Powiem szczerze, ze zdążyłam się do nich przyzwyczaić!
- Gdzie chcesz mnie zabrać? - przerwałam ciszę.
- Słodka tajemnica. - wyszeptał mi do ucha po czym uśmiechnął się i weszliśmy na halę. Chłopcy wzięli się za rozgrzewkę a ja zajęłam swoje miejsce na ławce. Trener zarządził trening dodatkową godzinę dłużej więc po trzech godzinach w których osobiście nie miałam nic do robienia wyszliśmy z hali. W jednej zwartej grupie wyczłapaliśmy po schodach na czwarte piętro. Chłopcy omawiali jakieś taktyki a ja tylko przytakiwałam im.
- Będę za godzinę. - powiedział Michał kiedy otwierałam drzwi.
- Okej, czekam. - odpowiedziałam i weszłam do siebie.
No tak godzina. Tylko godzina!! Co ubrać? Co zrobić z włosami? Jak się wymalować? No ja to raczej nie zdążę... Stanęłam przed szafą i grzebałam w niej i nie mogłam znaleźć coś odpowiedniego. Zresztą jeżeli on chce tylko zbić czas do wieczora dlatego ten cały spacer? Może pójdę tak jak teraz stoję. Zwykła ja. Bez upiększania. Idealny pomysł.
- Majka mamy problem. - o wilku mowa. Do pokoju wszedł Winiar.
- Co się dzieje? - podeszłam do niego.
- Bo zaczęło padać. I chyba musimy przełożyć nasz spacer. - jego mina wyraźnie zmieniła się na smutną.
- Trudno. Poczekamy aż przestanie. - powiedziałam pełna entuzjazmu.
- No dobra. Przepraszam i do zobaczenia. - dotknął mojego ramienia i z uśmiechem na twarzy wyszedł.
Rzuciłam się na łóżko z myślą, że mam czas na rozmyślanie co mam ubrać. Włączyłam TV akurat leciał jakiś serial więc postanowiłam go obejrzeć. Co jak co ale nie miałam innego pomysłu na zbicie czasu. Przysnęłam sobie lekko. Kiedy tylko wstałam zerwałam się z łóżka. Nie padało już. Ale zaczynało się zciemniać. Mam nadzieję, że spacer w końcu nam wyjdzie. Przebrałam się i usiadłam na łóżku.
- Gotowa? - w tym momencie do pokoju wszedł Winiar.
- Tak. - zabrałam torebkę i wyszliśmy z pokoju.



_______

Jest i kolejny rozdział :) następnego mozna się spodziewać jakoś we wtorek.
Choroba nadal mnie rozkłada i czuje się fatalnie :<
ZAKSA ma Mistrzostwo Polski! Szkoda stawiałam na SKRE a w finale na
drużynę naszego bossa Zibiego no ale co poradzisz! :)

sobota, 26 stycznia 2013

~ Rozdział 2

- Ale się nażarłem! - westchnął Igła kończąc swój już chyba 3 kawałek.
- Jezu nie tylko ty... - lamentował ZB9 kładąc głowę na moich kolanach.
- Czy ty aby nie przesadzasz? - zmierzyłam go wzrokiem.
- Czy ja wiem.. - wzruszył bezinteresownie ramionami. Widać że wcale go to nie ruszyło.
- Gdyby Andrea się o tym dowiedział... - przeleciałam wzrokiem każdego z siatkarzy. Po sekundzie totalnej ciszy w pokoju rozległ się śmiech.
- O czym miałbym się dowiedzieć? - wszyscy zerwaliśmy się na równe nogi zakrywając tort i brudne talerzyki leżące na ziemi.
- Nie, nie o niczym. Tak sobie tylko... - próbował nas ratować Kurek.
- Dobra, dobra.. Już ja znam to wasze 'tylko' sobie. - mówiąc to ujął tylko  w tzw. "króliczki".
- Co trenera tu sprowadza? - Kurek szybko zmienił temat.
- A no właśnie... O 17 mamy być na konferencji prasowej. - westchnął. - Niestety ale obecność obowiązkowa.
- No nie.. - Ignaczak opadł na moje łóżko. Chrząknęłam a on zerknął na mnie i wstał posyłając mi cwaniacki uśmieszek.
- Eh.. Znów napalone fanki będą się bić o mój autograf. - Zibi teatralnie przeczesał włosy.
- Hola, hola panie Bartman. - przywołałam go na ziemię. - Zdecydowanie stwierdzam, że masz bardzo niską samoocenę.
- Brawo Marysiu! Witamy w świecie, w którym trzeba zmierzać się z samouwielbieniem Bartmana.  - zaśmiał się Anastasi. - Za  pół godziny na holu. Jedziemy na jakies zakupy czy coś. - dodał otwierając drzwi. - Aha. Marysia ty też jedziesz. - wyszedł z pokoju.
- Co?! Ja?! Po co ja wam do szczęścia?! - no, nie wierze muszę jechać z nimi na konferencje. Co ja tam wodę będę podawać?
- Ekhm. Jesteś naszą fizjoterapeutką wiesz musisz z nami być. - powiedział Kurek siadając ponownie na ziemi.
- No wiesz, trzeba powiedzieć o naszym zdrowiu. Czy jesteśmy gotowi do gry i takie tam bzdety.. - dodał Bartman.
- Ale ja nie mam co ubrać. - skrzywiłam się.
- Myślisz że my mamy garniaki? - prychnął Igła.
- Za godzinę na holu. Jedziemy nabrać ciuchów na koszt PZPS! - z pokoju wyszedł Kurek za nim Nowakowski, Zagumny i Żygadło.
- Mówicie serio? - przeniosłam wzrok na resztę.
Oni jedynie kiwnęli głową przytakując. Posiedzieliśmy u mnie jeszcze jakieś dwadzieścia minut. Później wszyscy sie rozeszli po swoich pokojach i mieliśmy sie spotkać na holu. Za oknem pogoda już totalnie przestała sprzyjać. Uchyliłam okno a do pomieszczenia wleciała fala zimnego powietrza. Ciarki przeszły mi po plecach. Czym prędzej zamknęłam okno i podeszłam do szafy, z której wyciągnęłam ciuchy. Przebrałam się w łazience, upięłam włosy w niedbałego koka i wytuszowałam rzęsy. Narysowałam na górnej powiece kreskę i wysmarowałam usta pomadką.
Usłyszałam jak ktoś puka do drzwi pokoju.
- Proszę! - krzyknęłam wychodząc z łazienki.
- No idziesz? - do pokoju wpadł Kurek.
- Jeju Bartek no idę idę. - wróciłam się po torbę, do której schowałam portfel i telefon.
- Proszę. - Bartek przepuścił mnie w drzwiach i oboje wyszliśmy z pokoju. Szybkim krokiem zbiegliśmy ze schodów na hol gdzie czekała już na nas reszta zespołu. Uradowani weszliśmy do autokaru i zajęliśmy swoje miejsca. Niestety mnie przypadło miejsce z wiecznie uradowanym Igłą, który i tak biegł jak popierdzielony po autokarze i śpiewał jakieś góralskie nuty.
Po dwudziestu minutach byliśmy już na miejscu. Wysiedliśmy pod dość dużym centrum handlowym. Weszliśmy do środka i podzieliliśmy się na grupy.
- To ja idę z Bartmanem, Nowakowskim, Żygadło i.. - zaczął Igła.
- Nie będę szedł z Tobą. - wtrącił Nowakowski.
- Ja idę z Kurkiem. - dodał Żygadło.
- Możecie przestać sie kłócić? - przerwałam im spory. - Ja idę sama, bo wy i tak zaczniecie wymyślać kiedy bedziecie chodzić ze mną po sklepie.. - pokręciłam głową.
- Spoko Marysiu ja idę z Tobą. - oznajmił Bartman.

- O nie, nie! Co dwie baby to nie jedna. – prychnął Winiar i wszyscy zaczęli się śmiać.
- Dzięki Winiar, na Ciebie to zawsze można liczyć. – Bartman położył mu dłoń na ramieniu i popatrzył na niego z litością.
- Dobra, może chodźmy wszyscy razem? – zaproponowałam. – Ja znajdę tylko dobra kieckę i buty i po sprawie. Gorzej z wami… Czternaście garniturów to nie lada wyzwanie..
- Jestem za! – krzyknął uradowany Igła. Reszta przytaknęła na moją propozycję.
- To super! Działamy. – chwyciłam Nowakowskiego pod rękę i ruszyliśmy przed siebie.
- Ekhm. Jeszcze ja. – złapał mnie pod rękę Kurek. Zaśmiałam się pod nosem.
Na początku zaczepiliśmy o męskie sklepy. Większość porozsiewała się po wnętrzu a przy mnie został Winiarski, Żygadło i Kubiak. Bacznie obserwowałam kto na co patrzy. Eleganci z tych siatkarzy.
- Łukasz, to będzie dobre. – podałam mu koszulę. – Proponuję jeszcze te spodnie.
- Dzięki! – zabrał ode mnie rzeczy i udał się w głąb przymierzalni.
Podobnie zrobiłam z Kubiakiem. Z nim było najłatwiej bo był w miarę normalnego wzrostu. Szybko dopasowałam  garnitur i gotowe. Przyszedł czas na Michała W.
- Jak zwykle nic na mnie nie pasuje.. – powiedział zdołowany.
- Spokojniutko. Coś się znajdzie. – poklepałam go po ramieniu i zatopiłam się w wieszakach. Długo zajęło sporządzenie idealnego zestawu  ale nie ma dla mnie mocnych.
- Proszę. – z ogromnym uśmiechem na twarzy podałam Michałowi koszulę i spodnie. – Będzie idealnie.
- Marysia! Jesteś wielka. – ucałował mnie i zabrał rzeczy.
- Ja się porozglądam naprzeciwko. – odparłam i udałam się w kącik kobiet.
Weszłam do sklepu z sukienkami. Patrząc po cenach nawet po 5 klientkach zarabiali fortunę. Podeszłam do kasjerki prosząc ją o małe doradzenie.  Niestety jej propozycje były albo nieodpowiednie albo nie było rozmiarów. Podziękowałam i wyszłam. Weszłam do następnego. Zrobiłam tak samo. Sytuacja znów się powtórzyła i kobieta nie mogła mi pomóc. Zrezygnowana postanowiłam sama jeszcze raz przeczesać wieszaki.
- Jak zwykle nic dla mnie nie ma. – wyjękłam zrezygnowana.
- Ta będzie idealna. – usłyszałam męski głos. Za mną stał Winiarski z piękną żółtą sukienką.
- Ojej, jaka ładna. – stwierdziłam po głębszej analizie.
- Idź przymierzaj. – uśmiechnął się i podał mi wieszak.
Wyszczerzyłam się i udałam się do przymierzalni. Sukienka szyta na miarę! Idealnie pasuje. Czym prędzej się przebrałam i wróciłam do Michała. Zapłaciliśmy za zdobycz i wróciliśmy do chłopaków, którzy czekali na nas z zakupami. Mieliśmy już wychodzić kiedy przypomniałam sobie o najważniejszym.
- Ej! Buty! – no tak zapomniałam o butach. Odwróciłam się na pięcie i pognałam z Miśkiem do sklepu obuwniczego. Od razu wpadły mi w oko czarne szpilki. Dobrałam odpowiedni rozmiar i wydaliśmy kolejne pieniądze.
- Mam! – krzyknęłam podnosząc papierową reklamówkę w górę.
- Super! To jedziemy. – Bartman objął mnie ramieniem i wyszliśmy z centrum handlowego.
W ośrodku byliśmy po upływie ok. pół godziny. Wszyscy wyszliśmy po schodach do góry i porozsiewaliśmy się po swoich pokojach. Kiedy weszłam do siebie była 15:30. Położyłam sukienkę na łóżku a buty na ziemi. Rozebrałam się i postawiłam na gorącą kąpiel. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Na początek przemyłam siebie a później włosy. Wychodząc okręciłam się ręcznikiem. Ubrałam bieliznę i sięgnęłam po balsam, którym wysmarowałam całe ciało. Narzuciłam na siebie duży t-shirt należący do mojego braciszka. Co jak co ale męskie ciuchy najlepsze! 
 Wysuszyłam włosy i wyprostowałam je. Rozsmarowałam po twarzy podkład, narysowałam na powiece kreskę eyelinerem i wytuszowałam rzęsy.
- Marysia, gotowa? - do pokoju wszedł Winiarski.
- Jeszcze nie. Ubiorę się i git. - odparłam zabierając sukienkę z łóżka.
- Okej, poczekam.
Przebrałam się, wpięłam kolczyki i nałożyłam pomadkę na usta. Włosy opuściłam na ramiona i wyszłam. Michał stał z rekami w kieszeni i spoglądał za okno. Nie miałabym serca gdybym nie powiedziała, że wygląda cudownie. Kiedy tylko pojawiłam się w pokoju przeszył mnie wzrokiem i zawiesił oczy na twarzy.
- Miałem mówić jak długo można czekać, ale jak mam czekać na taką niespodziankę to warto. - odparł podchodząc do mnie. Poczułam jak na moich policzkach pojawiają się mimowolne rumieńce.
- Oj tam. - machnęłam ręką i ubrałam szpilki.
- No! Teraz możemy pogadać. - zaśmiał się kiedy stanęłam przy nim. Szpilki czynią cuda. - Idziemy?
- Poczekaj wezmę tylko torebkę. - sięgnęłam po mały czarny kuferek i psiknęłam się perfum. - Idziemy.
Michał przepuścił mnie w drzwiach i wyszliśmy z pokoju. Na dół doszliśmy również w błyskawicznym tempie. Kiedy tylko pojawiliśmy się w holu chłopcy zaczęli gwizdać.
- Uuuu. Piękną mamy tą panią fizjoterapeutkę. - podsumował Kurek przełykając ślinę.
- Od początku wam mówiłem! - Zibi wypiął dumnie pierś i objął mnie ramieniem.
- Zibi czy ty.. Zresztą nie ważne. - zaśmiałam się kładąc rękę na jego biodrze.
- Dobra jedziemy. - zarządził AA a wszyscy posłusznie wsiedliśmy do autokaru.
Zajęłam miejsce obok Winiarskiego. A w prawdzie to on zajął miejsce obok mnie. Droga spod ośrodka do budynku, w którym mieliśmy konferencje trwała dosłownie 10 minut. Przed budynkiem nie walało się paparazzi w sumie to nie przecież gwiazdy hollywood'zkie. Weszliśmy do środka i udaliśmy się do pomieszczenia, w którym czekało paru fotoreporterów, kamerzystów i grupka ludzi. Każdy z nas zajął przydzielone wcześniej miejsca i zaczęło się... Fala pytań uderzyła najpierw w naszego trenera a później odbijała się od zawodników.
- A jak pani ocenia szanse naszych siatkarzy na zdobycie medalu w mistrzostwach? - zaniemówiłam, pytanie było skierowane do mnie.
- Biorąc pod uwagę sprawność fizyczną chłopaków jestem przekonana, że jesteśmy w stanie zdobyć medal. Pf! Nawet złoto. - uśmiechnęłam się serdecznie.
- No własnie. Jak dyspozycja fizyczna siatkarzy? - odezwała się jedna z kobiet.
- Dyspozycja fizyczna? Z nią nie ma najmniejszego problemu. Nikt nie ma żadnej kontuzji co jest bardzo dobrą informacją. Wszyscy sumiennie przykładają się do treningów co będzie owocowało w meczach.
Jak na pierwszą konferencję dobrze poszło! Fotografowie zrobili nam jeszcze kilka fotek i uśmiechnięci od ucha do ucha opuściliśmy budynek. Usiedliśmy na swoich miejscach i pojechaliśmy. Niestety nie na długo cieszyliśmy się beztroską jazdą. Kierowca zjechał na pobocze.
- Co sie dzieje? - dało usłyszeć sie głos AA.
- Mamy małe kłopoty z silnikiem. Obawiam sie, że będziemy musieli poczekać na drugi autokar. - odpowiedział kierowca drapiąc się po głowie.
- Ależ nie ma problemu. My możemy iść na nogach. Dobrze nam to zrobi. - Zagumny podszedł na przód autobusu.
- Nie ma mowy. Po za tym komu by się chciało.. - przeciągnął Anastasi.
- Ale to świetny pomysł! Nawdychamy się tego spalskiego powietrza! To nam dobrze zrobi. - pełen entuzjazmu Krzysiek zaczął wymachiwać dłońmi.
- No dobra.. Ale nie szlajajcie się po barach. - dodał Andrea kiedy wychodziliśmy z autokaru. - Pilnujcie Marysi!
- Już my się nią zajmiemy! - dopowiedział Zibi przytulając mnie do siebie.
- Zibi przestań. - wyplątałam się z jego objęć.
- No przepraszam.
- No nie ma za co. - dźgnęłam go palcem w żebro co zdecydowanie go rozdrażniło. Zaczął mnie łaskotać. Co za idiota łaskocze na środku drogi dziewczynę i to jeszcze w obcasach!
- Pomóż mi! - szybko schowałam się za Winiarskim.
- Nawet Winiar Ci nie pomoże. - zaśmiał sie Bartman próbując mnie złapać ale Michał nie dał za wygraną.
- Zbyszek ogar. - klepnął go w plecy.
- No dobra.. Ale i tak masz przechlapane! - zagroził mi palcem i dołączył do Igły i Nowakowskiego, którzy zawzięcie dyskutowali.
- Dziękuję! - wspięłam się na palcach i cmoknęłam Michała w policzek.
- Chyba muszę częściej Cię ratować. - oboje się zaśmialiśmy.


_________________________

Mamy i drugi rozdział! Marysia złapała kontakt z naszymi złotkami
 i wszystko zmierza w dobrym kierunku.
Z powodu końca ferii co się wiąże ze szkołą następny rozdział nie
wiem kiedy będzie. Może jakoś w środę. Następne będą
dodawane raz w tygodniu lub dwa. W zależności
czy będę mieć czas. Na ten moment dziękuję, że tutaj wchodzicie
i życzę miłego czytania! :*

+ Resovia wygrała z Delectą!  Jestem cholernie szczęśliwa :D
Teraz czas na finał z ZAKSĄ. zapowiada się ciekawie. :D






piątek, 25 stycznia 2013

~ Rozdział 1

Przebudziły mnie jakieś krzyki dobiegające zza drzwi. Zerknęłam na zegarek, dochodziła 18. Wstałam z łóżka i przemyłam twarz w łazience. Wyglądałam nie do końca korzystnie. Rozpuściłam włosy i weszłam do pokoju. Przeciągnęłam się jeszcze w wszystkie strony świata i wyciągnęłam z walizki sweterek, który na siebie założyłam. Schowałam telefon do kieszeni  i wzięłam teczkę z moimi dokumentami. Otworzyłam drzwi od pokoju a moim oczom ukazało się stado napalonych mężczyzn biegających bez koszulek po korytarzu. Jedyny ogarnięty siedział na sofie Piotrek Nowakowski. Czym prędzej minęłam korytarz i skręciłam w prawo w stronę schodów. Poczułam tylko ból w klatce piersiowej i upadłam.
- O Jezu! O Jezu! Nic Ci nie jest?! - powiedział spanikowany mężczyzna.
- Wszystko w porządku. - wydukałam.
- Bardzo Cię przepraszam. - lamentował... - Mogę Ci w czymś pomóc?
- Yy, może pomożesz mi wstać?
- Oj! No tak faktycznie, sorryy.. - wyciągnął dłoń w moją stronę i pomógł mi wstać.
- No dzięki. - przetarłam dłonią moje pośladki. Przykucnęłam jeszcze żeby zebrać wszystkie papiery. Niestety zrobiliśmy to w tym samym czasie. Nasze dłonie się dotknęły a oczy spotkały. Stałam a właściwie kucałam twarzą w twarz z Bartkiem Kurkiem. Dech zamarł mi w piersi. Od dawna mam słabość do naszych siatkarzy i nie przypuszczałam, że tak potoczy się mój los. Wylądowałam w jednym ośrodku z najlepszymi. Pf! Co z tego ze byli najlepsi?  Byli największymi ciachami jakie stąpają po polskiej ziemi. Zaczerwieniłam się i wstałam. Bartek zebrał moje dokumenty i podał mi je.
- Dziękuje. - wykrztusiłam z siebie i zabierając swoje rzeczy szybkim krokiem oddaliłam się od chłopaka.
Serce waliło mi jak oszalałe. Przez myśl przeszły mi obrazki twarzy Kurka. Jego piękne oczy i jeszcze piękniejszy uśmiech. Jak zwykle analizowałam kazdy ruch jaki przy nim zrobilam. Czy aby na pewno się nie zbłaźniłam? Jeju, obym nie wyszła na idiotkę.
Zeszłam do recepcji i po małej podpowiedzi pani Krystyny bo tak miała na imię recepcjonistka doszłam do pokoju dr. Jana Lisonia, który załatwiał mi tutaj staż. Podeszłam do drzwi i zapukałam.
- Proszę! - usłyszałam zza drzwi, więc chwyciłam za klamkę i weszłam.
- Dzień dobry! - przywitałam się z entuzjazmem i uśmiechem na ustach.
- Dzień dobry Marysiu! - doktor uściskał moją dłoń i również się uśmiechnął. - Jak minęła podróż?
- W porządku. Bez żadnych kłopotów. - usiadłam na wskazanym przez niego miejscu.
- To bardzo dobrze. Słyszałem, że juz się zakwaterowałaś i mieszkasz na piętrze z chłopakami. Niestety musze Ci współczuć bo są oni strasznie hałaśliwi... - Pan Jan zaśmiał sie pod nosem. - Ale też dobrze bo złapiesz z nimi kontakt.
- No tak właśnie tego boję się najbardziej, że nie będę mogła się z nimi dogadać. A przecież to jest najważniejsze. - wiedziałam że doktorowi mogę powiedzieć wszystko, był jak mój drugi ojciec. Znałam go bardzo długo i moi rodzice również się z nim przyjaźnili.
- Damy radę Maryś! Tutaj masz grafik. Pierwszy trening już jutro o 10 na hali tutaj w ośrodku. Ponieważ to pierwszy dzień więc postaram się pójść z tobą żeby było Ci raźniej.
- Dobrze. W takim razie podejdę po pana jutro rano.
- Marysia... Umawialiśmy się. Nie mów do mnie na Pan bo mnie to postarza.. - zrobił krzywą minę i zaczął się śmiać.
- Dobrze wujku. - wyszczerzyłam sie i zabrałam grafik. - Do jutra.
- Marysiu. Jest 18 więc idź sobie na stołówkę, kolacja czeka.
- Okej. Do jutra.
- Do jutra.
Wychodząc z gabinetu potknęłam się ale na szczęście nie upadłam. Rozejrzałam się w okół siebie czy nikt nie widzi, na szczęście nikogo nie było. Z uśmiechem na twarzy przeszłam przez długi korytarz i weszłam do stołówki. Narobiłam troszkę hałasu z drzwiami bo do nowych one nie należały więc się tłukły. Wszyscy a właściwie siatkarze bo tylko oni tam byli zaczęli się ze mnie śmiać. Zmierzyłam ich wzrokiem a oni automatycznie zamilknęli. Nic dziwnego w końcu posłałam im jednoznaczną minę. Pewnym krokiem przeszłam przez całą stołówkę do okienka z żywnością. Czułam jak ich oczy błądzą po  moim ciele. Phi. Zaśmiałam się sama do siebie. Położyłam na talerzyk dwie kromki chleba i nalałam sobie mleka. Szukałam gdzieś Nutelli ale nie mogłam jej znaleźć. Postanowiłam zapytać kobiety wydającej posiłki może akurat mają gdzieś na stanie. Faktycznie mieli. Starsza pani podała mi słoik i zaproponowała nawet kakao na co oczywiście odpowiedziałam chóralnym TAK.
- Cześć, jestem Michał. - uroczy wysoki brunet stanął obok mnie. - Mieszkam pokój obok Ciebie.
- Ehe, nie widziałam. - odpowiedziałam bezinteresownie.
- Widocznie słabo się rozglądasz. - powiedział pewny siebie, uśmiechnął się i oparł się o ścianę.
- Widocznie nie mam za kim. - mówiąc to sięgnęłam po kakao i odeszłam do wolnego stolika. Słyszałam tylko jak wszyscy zaczęli się śmiać a kątem oka widziałam jak Winiarski usiadł i spuścił głowę. Widzisz, dranie tak mają brat. - przypomniała mi się jedna z piosenek. Napiłam się kakao i sięgnęłam po słoik z Nutellą. Posmarowałam swoje kanapki i niestety ale bardzo szybko je zjadłam.
Zabrałam naczynia i zaniosłam je do okienka. Oddałam również Nutellę i podziękowałam bardzo. Wzięłam dokumenty ze stolika i wyszłam ze stołówki. Połowa naszych gwiazdeczek jeszcze siedziała i jadła a reszta już wyszła. Mijając receptę doszłam do schodów. Ciężko westchnęłam i wyszłam trzy piętra w górę. Usiadłam na sofie na korytarzu i wyjęłam telefon.
- Halo? Mama?
- No hej słoneczko! Jak się masz? Dojechałaś? Wszystko w porządku? - na mojej twarzy znów pojawił się uśmiech.
- Mamo...
- Kochanie martwię się, to normalne!
- Dobrze, dobrze. Wszystko w porządku, jestem po kolacji jutro zaczynam od 10.
- To świetnie. A jak Janek?
- Też okej, idziemy jutro rano razem.
- Super. W takim razie idź odpoczywaj i miłej pracy jutro!
- Nie dziękuję. Pozdrów tatę.
- Dobrze. Kochamy cię!
- Też was Kocham, hej!
Rozłączyłam się i  oparłam się wygodnie. No to telefon do rodziców zaliczony, pasuje jeszcze zadzwonić do Marcina.
- Hej bracie!
- O kto się odezwał. Jak tam?
- W porządku, radzę sobie.
- To gitarka, jak tam gwiazdeczki?
- Aa weź nie gadaj. Już zdążyłam poznać trzech. I jak na razie na tym skończę. - zaśmiałam się.
- I tak trzymaj! Pokaż im kto rządzi. - Marcin parsknął śmiechem. W tym momencie przez korytarz przeszedł Winiarski i zawiesił na mnie oko. Chwilę postał i usiadł obok mnie.
- Dobra jja musze kończyć. Zadzwonię jutro.
- Okej, trzymaj się.
- Tez się nie puszczaj! - oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- No i ten.. Kocham Cię.
- Tak ja Ciebie też kocham.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i rozłączyłam się. Michał siedział obok mnie i patrzył przed siebie.
- Możesz mi powiedziec dlaczego jesteś taka niemiła? - przerwał ciszę i spojrzał na mnie.
- Ja niemiła? Uwierz, jestem bardzo miła. - uśmiechnęłam się, wstałam i weszłam do swojego pokoju.
Ja niemiła? Pf. Jeszcze się przekonają jaka ja potrafię być niemiła. Jest już dziewiętnasta. Co ja mogę robić?  Sięgnęłam po laptopa i usiadłam z nim na łóżku. Przeglądnęłam pocztę i facebook. Na szczęście była Kornelia i trochę z nią popisałam. Czas zleciał nam do 21. Od razu pożegnałam się z przyjaciółką i wyłączyłam laptopa. Z jeszcze niewypakowanej walizki wyciągnęłam spodenki i t-shirt, które spełniają rolę mojej piżamy. Weszłam do łazienki i po rozebraniu wzięłam gorący prysznic. Po wytarciu sie ubrałam piżamę i wślizgnęłam się pod kołdrę. Nie musiałam długo czekać na zaśnięcie bo kiedy tylko położyłam głowę na poduszce odpłynęłam.

Przebudziłam się i od razu chwyciłam za telefon. Godzina 5:45. Oczy mi się nie kleją więc nie ma co tracić dnia na spanie. Ześlizgnęłam się z łóżka i odsunęłam zasłony, za oknami już robiło się jasno w końcu jest lato i dochodzi szósta. Zaścieliłam łóżko i podeszłam do mojej szafy, jaką na razie jest walizka. Wyjęłam z niej spodenki, bluzę i ulubione buty do biegania, które dostałam od braciszka. Wlazłam do łazienki - poranna toaleta zrobiona. Spięłam włosy w koka, przebrałam się i zabierając mp4 wyszłam z pokoju. Wszędzie pusto, no ale dopiero szósta godzina więc kogo mogłam sie spodziewać? Jedynie pani recepcjonistka, która otworzyła mi drzwi. Wybiegając z ośrodka udałam się w lewo w kierunku lasu. Przebiegłam 200m i byłam już w niewielkim lesie. Później kolejne 2km i zatrzymałam się na małe rozciąganie. Nie zajęło mi to dużo czasu ale postanowiłam już wracać. Na zegarku było za piętnaście siódma. Do ośrodka dobiegłam o godzinie 7:26, hm dobry czas. Spalskie klimaty dobrze mi robią. Wybiegłam po schodach i prosto do pokoju. Szybko zdjęłam z siebie ciuchy i weszłam pod prysznic. Przebrałam się, zrobiłam lekki make-up i spięłam włosy w tradycyjnego koka. O ósmej śniadanie więc czym prędzej złapałam za telefon i zbiegłam na dół.  W stołówce nikogo jeszcze nie było, może i lepiej? Podeszłam do okienka a pani kucharka od razu podała mi słoik nutelli i kakao. Wzięłam tackę i podeszłam do stolika, przy którym siedziałam wczoraj. Nie minęła minuta a do pomieszczenia wparowali siatkarze. Wszystko byłoby w porzadku gdyby robili to pół tonu ciszej. No ale nie no po co? Ustawili się grzecznie w kolejce i zabierali coś do jedzenia. Odwróciłam wzrok i zajadałam sie pysznymi kanapkami. Nagle poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Wzdrygnęlam się.
- Hej, nie przeszkadzam? - Zbyszek Bartman stał ucieszony z tacką  pełną kromek chleba i jakichś serków.
- Jasne, że nie. Co Cię tu sprowadza? - zerknęłam na niego.
- No bo wiesz... Masz coś czego ja nie mam a bardzo bym chciał... - zrobił maslane oczka. - Nutella. - dodał po chwili.
- Siadaj i jedz. - parsknęłam śmiechem i podałam mu słoik nutelli.
- Dzięki, dzięki, dzięki! - z ucieszoną gęba usiadł obok mnie i zaczął smarować kanapki masłem orzechowym.
Widok Zibiego wpierdzielającego kanapki z Nutellą był bezcenny. Był ucieszony jak dziecko i uwalony na całej buzi czekoladą.
- Dobra ja się zbieram. - powiedziałam zabierając szklankę i talerz.
- Poczekaj chwilkę. - wymamrał Zibi z pełną buzią.
- Tak? - odłożyłam naczynia i usiadłam.
- No bo.. - przetarł usta chusteczką. - Stwierdziliśmy z chłopakami, że nas nie lubisz. Dlaczego?
- Ja was nie lubię? Bzdura. Lubię was, tylko po prostu nie będę od razu za wami latać, rozumiesz? To że jesteście gwiazdeczkami nie znaczy że na mnie to działa.
- Nie jesteśmy gwiazdeczkami, jesteśmy normalnymi ludźmi takimi jak ty.
- To zachowujcie sie jak na ludzi przystało, hm?
- Dobra, sorry. Po prostu nie chcemy żebyś źle o nas myślała.
- To przestańcie zachowywać się jak rozwydrzone bachory. Cześć. - odniosłam naczynia do okienka i pewnym krokiem wyszłam ze stołówki. Kątem oka zerknęłam na stolik w którym siedziałam. Bartman siedział odwrócony w moją stronę i patrzył na mnie. Dobrze, że powiedziałam mu co myślę. Może zmienią swoje zachowanie. Miałam jeszcze ponad godzinę do treningu więc postanowiłam trochę posprzątać i rozpakować się. Tak jak przypuszczałam zajęło mi to godzinę. Nie miałam więcej czasu więc umyłam ręce i zeszłam  na dół po doktora Jana.
- Dzień dobry! - odparłam wchodząc do gabinetu.
- O Majeczka, cześć. Już idę, już idę. - Jan zbierał swoje rzeczy do teczki.
Razem z wujkiem doszliśmy na halę. Chłopcy już się rozciągali ale jak zobaczyli, że wchodzimy na salę od razu przenieśli wzrok na nas. Poczułam się trochę nieswojo, Jan chyba to wyczuł bo objął mnie ramieniem. Spojrzeliśmy sobie w oczy i uśmiechnęliśmy się do siebie. Od razu zrobiło mi się lżej na duszy. Przeszliśmy przez halę i stanęliśmy przy ławkach.
- Chłopcy! - krzyknął Andrea. Siatkarze automatycznie wstali i podbiegli do nas.
- Poznajcie Marysię. Jest stażystką i z całym współczuciem w jej strone będzie musiała się z wami użerać przez całe zgrupowanie. - powiedział doktor kiedy wszyscy już stali obok.
- Cześć wam. - odprałam krótko i zwięźle.
- Cześć. - odpowiedzieli wszyscy  po kolei.
- Witamy na pokładzie! - dodał Nowakowski i przytulił mnie.
Zaraz po tym chłopcy wrócili do treningu a ja z Jankiem dyskutowałam na ich temat. Opisywał mi kazdego po kolei i opowiadał o ich kontuzjach. Musiałam wiedziec jak sobie radzić w razie wypadku. Trening minął bardzo szybko. Pożegnałam się z wujkiem i poszłam do siebie. Rzuciłam się na łóżko i odpoczywałam po jakże męczących dwóch godzinach. Mój relaks przerwało pukanie do drzwi.
- Kto tam?! - krzyknęłam leżąc w łóżku.
- Hipopotam! - rozległ się śmiech. Nie ukrywam ale ja też parsknęłam.
Wstałam i otworzyłam drzwi.
- Przyszliśmy się z Tobą przywitać! - odparł Igła trzymając coś na kształt tortu.
- I przeprosić że zachowujemy sie jak rozwydrzone bachory. - dodał Zibi wyszczerzając się.
- Nie wiem co powiedzieć. - oparłam się o drzwi i patrzyłam na nich.
- Może po prostu dziękuję i zaproś nas do siebie? - wymądrzył się Igła.
- W takim razie dziękuję! I zapraszam. - otworzyłam szerzej drzwi a chłopcy wparowali do środka.
Było nas dość dużo więc usiedliśmy na ziemi. Zagumny pokroił ciasto.
- No to smacznego. - dodał odstawiając nóż.
Wszyscy zajadaliśmy się w najlepsze. Zdecydowanie stwierdzam, że polscy siatkarze są bardzo fajni i cieszę się że mogę tutaj z nimi być.

___________________________

Hohoho, mamy pierwszy rozdział . Zaczynają się kontakty między bohaterami.
Jak na początek nic szczególnego się nie dzieję ale nie martwcie się!
Dawka emocji w kolejnych częściach!
Miłego czytania :*

środa, 23 stycznia 2013

~ Prolog


Uniosłam leniwie powieki i przewróciłam się na plecy.  Ostatnie chwile u siebie. Zaraz będę musiała wstać, ubrać się i zjeść. Później przyjdzie czas na pożegnanie się z wszystkimi i Welcome Spala. Tak, tak. Ta Spała. Czekają mnie tygodnie zmagań z polskimi siatkarzami. Wymazałam ich na chwilę ze swojej pamięci aby o nich nie myślec i zwlekłam się leniwie z łóżka. Wygrzebałam spod łóżka pantofle i nałozyłam je na stopy. Wolnym ruchem weszłam do łazienki zabierając ze sobą ciuchy z szafy. Przemylam twarz i spięłąm włosy w niedbałego koka. Ubrałam się i wyszłam z pokoju. Zerkając na zegarek w telefonie zorientowałam się, że jest 9:15. Mijając pokój mojego brata zbiegłam po schodach prosto do kuchni, która połączona jest z salonem. Przy stole siedziała już mama Kinga, tata Jarek i mój młodszy o rok  brat Marcin.
- Cześć słoneczko! - przywitał mnie tato. Co jak co ale ojciec  był niesamowicie czuły.
- Siadaj już robię śniadanie. - dodała mama posyłając mi uśmiech.
- Dzisiaj już jedziesz, tak? - zapytał upewniając się Marcin.
- No tak, tak. - odpowiedziałam i nalałam sobie soku pomarańczowego.
- Jest! Czyli czekają mnie piękne tygodnie bez Ciebie! - uniósł tryumfalnie obie ręce w górę.
- Młody! Nie przeginaj. - uderzyłam go delikatnie dłonią w kość potyliczną.
- Czy wy zawsze musicie się kłócić? - mama pokręciła głową i postawiła przed nami talerz z kromkami chleba a obok niego słoik z Nutellą. Musze to powiedzieć ale w moim domu na śniadanie jadamy praktycznie same kanapki z Nutellą i przepijamy je albo mlekiem albo kako. To coś w rodzaju naszej tradycji. Na sam widok kanapek wszystkim na twarzach pojawiły sie wielkie uśmiechy. Czym predzej zabraliśy się za konsumcję.  Posiłek zjedliśmy w kosmicznym tempie. Po śniadaniu zebrałam talerze i kubki i włozyłam je do zmywarki. Nalałam do szklanek sok i położyłam na stole.
- Jak nastawienie przed wyjazdem? - ciszę przerwał ojciec.
- W porządku. Nie stresuje się. Co ma byc to będzie, prawda? - uśmiechnęłam się.
- Spakowałaś się już? - dosiadła się do nas mama.
- Nie. Tak. W sumie jeszcze pare rzeczy zostało.
- Jak zwykle zapomniesz pewnie czegoś! Będziesz dzwonić żebyśmy Ci przywieźli. Eh, Marysiu. - rodzicielka oparła głowę na dłoni.
- Mamo, spokojnie. Przeciez mi pomożesz. - położyłam dloń na jej ręce a wszyscy zaczęli się śmiać. 
W domu humoru było co nie miara. Mało co występowały jakies sprzeczki. Tworzyliśmy dobra i kochającą rodzinę,  którą nie chciałabym wymienić za żadne skarby. Porozmawialiśmy jeszcze chwilkę z rodzicami i postanowiłam sprawdzić jeszcze czego nie spakowałam. Rzeczywiście brakowało paru rzeczy. Na koniec dopiełam kosmetyczkę na ostatni guzik i spakowałam jeszcze ją.
- Wychodzę! Idę pożegnać się z Kornelią i wracam. - krzyknęłąm zamykając za sobą drzwi. Była 11 więc Kornelia już na pewno nie śpi. Droga ode mnie do niej to zaledwie kilkaset metrów. Stanęłam przed jej drzwiami i zapukałam.
- O Majka! Wchodź. - zagarnęła mnie dłonią kiedy otworzyla drzwi.
- Przyszłam się pożegnać. Za niedługo jadę. - oznajmiłam siadając na sofie w salonie.
Pomieszczenie było niewielkie ale mieściło wszystko co trzeba. Po prawej stronie było okno balkonowe, przez które można wejśc do ogrodu. Po lewej kominek przed którym stoją małe pufki a na środku jest sofa a przed nią stolik i komoda z telewizorem plazmowym. Pamiętam jak siedziałyśmy nieraz przy kominku popijając gorącą czekoladę i opowiadałyśmy sobie straszne historie. Później bałam się wracać do domu i ktoś musiał po mnie przyjść. Ah, te czasy.
- O której jedziesz? - Kornelia usiadła obok mnie z podkulonymi nogami jak to miała w zwyczaju.
- O 13. 
- Łe, będzie mi Ciebie brakować łazjo. - przytuliła się do mnie.
- Mi Ciebie też kochanie. - odwzajemniłam uśmiech.
- Proponuje gorącą czekoladę, hm? - zerknęła na mnie kątem oka. 
Uśmiechnęłam się przytakując. Kornela zrobiła czekoladę i pijąc ja wspominałyśmy sstare dobre czasy. Strasznie fajne sa takie wspomnienia. Stwierdziłyśmy, że jak tylko przyjadę ponownie to zrobimy sobie coś na kształt wieczoru wspomnień. Przeglądniemy stare albumy i poopowiadamy jeszcze wiecej historii. Niestety czasu dzisiaj było mało więc wypiłam napój do końca i pożegnałam się z Kornelią. Wyściskałyśmy się i wycałowałyśmy się za wszystkie czasy. Wróciłam do domu jakoś po 12. W pośpiechu sprawdziłam jeszcze walizki. Postanowiłam się nie przebierać więc zostałam w takim stroju jak z samego rana. Schowałam jeszcze laptopa do torby, mp4 do torebki, psiknęłam się perfum i zeszłam na dół.
- Marciiiin. - przeciągnęłam specjalnie samogłoskę i. 
- Ta jasne już ide po walizki... - ociężałym ruchem ześlizgnął się z fotela i wybiegł po schodach.
Po dziesięciu minutach staliśmy już wszyscy obok auta. Ojciec z Marcinem pakowali walizki a ja żegnałam się z mamą.
- Kochanie, pamiętaj o tym żeby dzwonić jak tylko coś będzie się działo. - jak zwykle troska po pierwsze.
- Tak mamo, pamiętam. 
- Dbaj o siebie i ostrożnie proszę! Kocham Cię. - ucałowała mnie.
- Ja Ciebie też. - odwzajemniłam jej pocałunek. 
- Pa tato. Kocham Cię i tak dalej. - zaśmialiśmy się oboje i objęłam go.
- Kochanie dzwoń, pisz o kazdej porze dnia i nocy. - pocałował mnie w czoło.
Teraz przyszła kolej na pożegnanie się z moim uroczym braciszkiem! 
- No Majka chodź. - uśmiechnął się i rozłożył ramiona. Od razu się w niego wtuliłam. 
- Będę tęsknić. - wyszeptałam.
- Ja też. Uwazaj na siebie. Nie daj się tam obałamucić tym gwiazdeczkom. Pokaż kto tu rządzi. - zaśmiał się. Pocałowałam go i wsiadłam do auta.
- Do zobaczenia! - krzyknęłam odjeżdżając z posesji. W wstecznych lusterkach widziałam jak moja kochana rodzinka macha w moją stronę. Na sam widok uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Włączyłam radio i podkręciłam muzykę na full. Z kilometra na kilometr coraz bardziej się denerwowałam. Spała coraz bliżej. Cała głowa zajęta była myślą o tym jak podołam nowemu wyzwaniu. Jak poukładam sobie relacje z siatkarzami. Czy będe się z nimi dogadywać? Czy będziemy ciągle się kłócić? Czy my w ogóle będziemy ze sobą rozmawiać? Co chwilę w głowie roiło się od nowych pytań na które nie miałam odpowiedzi. Ciśnienie mi podskoczyło kiedy zajechałam na parking pod ośrodkiem w Spale. Wyłączyłam silnik i oparłam się. Dawaj Majka, dasz radę. - szepnęłam do siebie. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z samochodu. Na ramie zarzuciłam podręczną torbę i torbę z laptopem. Zamknęłam drzwi i udałam się w stronę bagażnika. Z lekkim trudem wyjęłam z niego dwie walizki na kółkach. Przekręciłam kluczyk w piątych drzwiach mojego wozu  i ciągnąć za sobą toboły wolnym i chwiejnym krokiem udałam się do drzwi ośrodka. Wnętrze bardzo ładnie urządzone. W prawdzie skromnie ale tak jest najlepiej. Duża sofa ze stołem na środku znajdowała sie po prawej stronie. Po lewej zaś drzwi z napisem STOŁÓWKA. Na przeciwko widniała recepcja. Czym prędzej popędziłam przed siebie. 
- Dzień dobry! Witamy w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Spale! W czym moge pani służyć? - swoją umowną formułkę przedstawiła strasznie miła starsza kobieta w recepcji.
- Moje nazwisko Krawczyk. Maria Krawczyk. Ja jestem...
- A! Tak wiem kim pani jest! - przerwała mi recepcjonistka. - Pokój 365. Trzecie piętro, winda po prawej stronie. - nadal uśmiechnięta kobieta wręczyła mi kartę do pokoju.
- Dziękuję bardzo! - podziękowałam i poszłam do windy.
Kliknęłam guzik ale winda nie zdjeżdżała. Brawo! Przyciągasz nieszczęście jak magnes. Ciężko westchnęłam i  podeszłam do schodów. Złapałam walizki za mniejsze rączki i postawiłam pierwszy krok na schodach.
- Hola! Hola! - usłyszałam męski głos za sobą. - Może pani pomóc?  - odwróciłam się. Za mną stał nikt inny jak Zbigniew Bartman! Moje oczy od razu się zaszkliły.
- W prawdzie, spadłeś mi z nieba. Winda się zacięła. - skrzywiłam się.
- W porządeczku. W ogóle Zbyszek Bartman jestem. - wyciągnął dłon w moją stronę.
- Tak, wiem kim jesteś. - zaśmiałam się i uścisnęłam jego dłoń.
- A ty jak masz na imię? - zapytał łapiąc za moje walizki. - Jeżeli można wiedzieć.
- Marysia. Marysia Krawczyk. - odpowiedziałam i ruszyliśmy do góry. Trzy piętra to okropnie męcząca droga. Mam nadzieję, że naprawią tę windę jak najszybciej. Jeżeli mam tu spędzić pare tygodni to wole wyjeżdżać windą niż naginać na nogach po tych schodach. Zbyszek odprowadził mnie pod sam próg pokoju. Otworzyłam przed nim drzwi a on wszedł i zostawił walizki.
- Wielkie dzięki. - oparłam sie o drzwi.
- Nie ma za co. Polecam się na przyszłość. - Bartman z uśmiechem na ustach wyszedł z pokoju.
Moje nowe mieszkanie składało się z przytulnej łazienki z prysznicem i pokoju z cholernie miękkim i wygodnym łóżkiem. Na prawo od drzwi stała szafa, stolik i dwa fotele. Pierwsze co zrobiłam to rzuciłam się na łóżko. Byłam strasznie zmęczona więc lekko przysnęłam.

_____________

Hej! Mamy prolog! Zaczynam opowiadanie o naszych polskich kochanych siatkarzach!
Mam nadzieję że znajdą się osoby, które będa wpadac tutaj i czytać moje wypociny. 
Myślę, że następny rozdział pojawi się za niedługo!
Do napisania! :):)