Przebudziły mnie jakieś krzyki dobiegające zza drzwi. Zerknęłam na zegarek, dochodziła 18. Wstałam z łóżka i przemyłam twarz w łazience. Wyglądałam nie do końca korzystnie. Rozpuściłam włosy i weszłam do pokoju. Przeciągnęłam się jeszcze w wszystkie strony świata i wyciągnęłam z walizki sweterek, który na siebie założyłam. Schowałam telefon do kieszeni i wzięłam teczkę z moimi dokumentami. Otworzyłam drzwi od pokoju a moim oczom ukazało się stado napalonych mężczyzn biegających bez koszulek po korytarzu. Jedyny ogarnięty siedział na sofie Piotrek Nowakowski. Czym prędzej minęłam korytarz i skręciłam w prawo w stronę schodów. Poczułam tylko ból w klatce piersiowej i upadłam.
- O Jezu! O Jezu! Nic Ci nie jest?! - powiedział spanikowany mężczyzna.
- Wszystko w porządku. - wydukałam.
- Bardzo Cię przepraszam. - lamentował... - Mogę Ci w czymś pomóc?
- Yy, może pomożesz mi wstać?
- Oj! No tak faktycznie, sorryy.. - wyciągnął dłoń w moją stronę i pomógł mi wstać.
- No dzięki. - przetarłam dłonią moje pośladki. Przykucnęłam jeszcze żeby zebrać wszystkie papiery. Niestety zrobiliśmy to w tym samym czasie. Nasze dłonie się dotknęły a oczy spotkały. Stałam a właściwie kucałam twarzą w twarz z Bartkiem Kurkiem. Dech zamarł mi w piersi. Od dawna mam słabość do naszych siatkarzy i nie przypuszczałam, że tak potoczy się mój los. Wylądowałam w jednym ośrodku z najlepszymi. Pf! Co z tego ze byli najlepsi? Byli największymi ciachami jakie stąpają po polskiej ziemi. Zaczerwieniłam się i wstałam. Bartek zebrał moje dokumenty i podał mi je.
- Dziękuje. - wykrztusiłam z siebie i zabierając swoje rzeczy szybkim krokiem oddaliłam się od chłopaka.
Serce waliło mi jak oszalałe. Przez myśl przeszły mi obrazki twarzy Kurka. Jego piękne oczy i jeszcze piękniejszy uśmiech. Jak zwykle analizowałam kazdy ruch jaki przy nim zrobilam. Czy aby na pewno się nie zbłaźniłam? Jeju, obym nie wyszła na idiotkę.
Zeszłam do recepcji i po małej podpowiedzi pani Krystyny bo tak miała na imię recepcjonistka doszłam do pokoju dr. Jana Lisonia, który załatwiał mi tutaj staż. Podeszłam do drzwi i zapukałam.
- Proszę! - usłyszałam zza drzwi, więc chwyciłam za klamkę i weszłam.
- Dzień dobry! - przywitałam się z entuzjazmem i uśmiechem na ustach.
- Dzień dobry Marysiu! - doktor uściskał moją dłoń i również się uśmiechnął. - Jak minęła podróż?
- W porządku. Bez żadnych kłopotów. - usiadłam na wskazanym przez niego miejscu.
- To bardzo dobrze. Słyszałem, że juz się zakwaterowałaś i mieszkasz na piętrze z chłopakami. Niestety musze Ci współczuć bo są oni strasznie hałaśliwi... - Pan Jan zaśmiał sie pod nosem. - Ale też dobrze bo złapiesz z nimi kontakt.
- No tak właśnie tego boję się najbardziej, że nie będę mogła się z nimi dogadać. A przecież to jest najważniejsze. - wiedziałam że doktorowi mogę powiedzieć wszystko, był jak mój drugi ojciec. Znałam go bardzo długo i moi rodzice również się z nim przyjaźnili.
- Damy radę Maryś! Tutaj masz grafik. Pierwszy trening już jutro o 10 na hali tutaj w ośrodku. Ponieważ to pierwszy dzień więc postaram się pójść z tobą żeby było Ci raźniej.
- Dobrze. W takim razie podejdę po pana jutro rano.
- Marysia... Umawialiśmy się. Nie mów do mnie na Pan bo mnie to postarza.. - zrobił krzywą minę i zaczął się śmiać.
- Dobrze wujku. - wyszczerzyłam sie i zabrałam grafik. - Do jutra.
- Marysiu. Jest 18 więc idź sobie na stołówkę, kolacja czeka.
- Okej. Do jutra.
- Do jutra.
Wychodząc z gabinetu potknęłam się ale na szczęście nie upadłam. Rozejrzałam się w okół siebie czy nikt nie widzi, na szczęście nikogo nie było. Z uśmiechem na twarzy przeszłam przez długi korytarz i weszłam do stołówki. Narobiłam troszkę hałasu z drzwiami bo do nowych one nie należały więc się tłukły. Wszyscy a właściwie siatkarze bo tylko oni tam byli zaczęli się ze mnie śmiać. Zmierzyłam ich wzrokiem a oni automatycznie zamilknęli. Nic dziwnego w końcu posłałam im jednoznaczną minę. Pewnym krokiem przeszłam przez całą stołówkę do okienka z żywnością. Czułam jak ich oczy błądzą po moim ciele. Phi. Zaśmiałam się sama do siebie. Położyłam na talerzyk dwie kromki chleba i nalałam sobie mleka. Szukałam gdzieś Nutelli ale nie mogłam jej znaleźć. Postanowiłam zapytać kobiety wydającej posiłki może akurat mają gdzieś na stanie. Faktycznie mieli. Starsza pani podała mi słoik i zaproponowała nawet kakao na co oczywiście odpowiedziałam chóralnym TAK.
- Cześć, jestem Michał. - uroczy wysoki brunet stanął obok mnie. - Mieszkam pokój obok Ciebie.
- Ehe, nie widziałam. - odpowiedziałam bezinteresownie.
- Widocznie słabo się rozglądasz. - powiedział pewny siebie, uśmiechnął się i oparł się o ścianę.
- Widocznie nie mam za kim. - mówiąc to sięgnęłam po kakao i odeszłam do wolnego stolika. Słyszałam tylko jak wszyscy zaczęli się śmiać a kątem oka widziałam jak Winiarski usiadł i spuścił głowę. Widzisz, dranie tak mają brat. - przypomniała mi się jedna z piosenek. Napiłam się kakao i sięgnęłam po słoik z Nutellą. Posmarowałam swoje kanapki i niestety ale bardzo szybko je zjadłam.
Zabrałam naczynia i zaniosłam je do okienka. Oddałam również Nutellę i podziękowałam bardzo. Wzięłam dokumenty ze stolika i wyszłam ze stołówki. Połowa naszych gwiazdeczek jeszcze siedziała i jadła a reszta już wyszła. Mijając receptę doszłam do schodów. Ciężko westchnęłam i wyszłam trzy piętra w górę. Usiadłam na sofie na korytarzu i wyjęłam telefon.
- Halo? Mama?
- No hej słoneczko! Jak się masz? Dojechałaś? Wszystko w porządku? - na mojej twarzy znów pojawił się uśmiech.
- Mamo...
- Kochanie martwię się, to normalne!
- Dobrze, dobrze. Wszystko w porządku, jestem po kolacji jutro zaczynam od 10.
- To świetnie. A jak Janek?
- Też okej, idziemy jutro rano razem.
- Super. W takim razie idź odpoczywaj i miłej pracy jutro!
- Nie dziękuję. Pozdrów tatę.
- Dobrze. Kochamy cię!
- Też was Kocham, hej!
Rozłączyłam się i oparłam się wygodnie. No to telefon do rodziców zaliczony, pasuje jeszcze zadzwonić do Marcina.
- Hej bracie!
- O kto się odezwał. Jak tam?
- W porządku, radzę sobie.
- To gitarka, jak tam gwiazdeczki?
- Aa weź nie gadaj. Już zdążyłam poznać trzech. I jak na razie na tym skończę. - zaśmiałam się.
- I tak trzymaj! Pokaż im kto rządzi. - Marcin parsknął śmiechem. W tym momencie przez korytarz przeszedł Winiarski i zawiesił na mnie oko. Chwilę postał i usiadł obok mnie.
- Dobra jja musze kończyć. Zadzwonię jutro.
- Okej, trzymaj się.
- Tez się nie puszczaj! - oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- No i ten.. Kocham Cię.
- Tak ja Ciebie też kocham.
Uśmiechnęłam się sama do siebie i rozłączyłam się. Michał siedział obok mnie i patrzył przed siebie.
- Możesz mi powiedziec dlaczego jesteś taka niemiła? - przerwał ciszę i spojrzał na mnie.
- Ja niemiła? Uwierz, jestem bardzo miła. - uśmiechnęłam się, wstałam i weszłam do swojego pokoju.
Ja niemiła? Pf. Jeszcze się przekonają jaka ja potrafię być niemiła. Jest już dziewiętnasta. Co ja mogę robić? Sięgnęłam po laptopa i usiadłam z nim na łóżku. Przeglądnęłam pocztę i facebook. Na szczęście była Kornelia i trochę z nią popisałam. Czas zleciał nam do 21. Od razu pożegnałam się z przyjaciółką i wyłączyłam laptopa. Z jeszcze niewypakowanej walizki wyciągnęłam spodenki i t-shirt, które spełniają rolę mojej piżamy. Weszłam do łazienki i po rozebraniu wzięłam gorący prysznic. Po wytarciu sie ubrałam piżamę i wślizgnęłam się pod kołdrę. Nie musiałam długo czekać na zaśnięcie bo kiedy tylko położyłam głowę na poduszce odpłynęłam.
Przebudziłam się i od razu chwyciłam za telefon. Godzina 5:45. Oczy mi się nie kleją więc nie ma co tracić dnia na spanie. Ześlizgnęłam się z łóżka i odsunęłam zasłony, za oknami już robiło się jasno w końcu jest lato i dochodzi szósta. Zaścieliłam łóżko i podeszłam do mojej szafy, jaką na razie jest walizka. Wyjęłam z niej spodenki, bluzę i ulubione buty do biegania, które dostałam od braciszka. Wlazłam do łazienki - poranna toaleta zrobiona. Spięłam włosy w koka, przebrałam się i zabierając mp4 wyszłam z pokoju. Wszędzie pusto, no ale dopiero szósta godzina więc kogo mogłam sie spodziewać? Jedynie pani recepcjonistka, która otworzyła mi drzwi. Wybiegając z ośrodka udałam się w lewo w kierunku lasu. Przebiegłam 200m i byłam już w niewielkim lesie. Później kolejne 2km i zatrzymałam się na małe rozciąganie. Nie zajęło mi to dużo czasu ale postanowiłam już wracać. Na zegarku było za piętnaście siódma. Do ośrodka dobiegłam o godzinie 7:26, hm dobry czas. Spalskie klimaty dobrze mi robią. Wybiegłam po schodach i prosto do pokoju. Szybko zdjęłam z siebie ciuchy i weszłam pod prysznic. Przebrałam się, zrobiłam lekki make-up i spięłam włosy w tradycyjnego koka. O ósmej śniadanie więc czym prędzej złapałam za telefon i zbiegłam na dół. W stołówce nikogo jeszcze nie było, może i lepiej? Podeszłam do okienka a pani kucharka od razu podała mi słoik nutelli i kakao. Wzięłam tackę i podeszłam do stolika, przy którym siedziałam wczoraj. Nie minęła minuta a do pomieszczenia wparowali siatkarze. Wszystko byłoby w porzadku gdyby robili to pół tonu ciszej. No ale nie no po co? Ustawili się grzecznie w kolejce i zabierali coś do jedzenia. Odwróciłam wzrok i zajadałam sie pysznymi kanapkami. Nagle poczułam czyjąś rękę na moim ramieniu. Wzdrygnęlam się.
- Hej, nie przeszkadzam? - Zbyszek Bartman stał ucieszony z tacką pełną kromek chleba i jakichś serków.
- Jasne, że nie. Co Cię tu sprowadza? - zerknęłam na niego.
- No bo wiesz... Masz coś czego ja nie mam a bardzo bym chciał... - zrobił maslane oczka. - Nutella. - dodał po chwili.
- Siadaj i jedz. - parsknęłam śmiechem i podałam mu słoik nutelli.
- Dzięki, dzięki, dzięki! - z ucieszoną gęba usiadł obok mnie i zaczął smarować kanapki masłem orzechowym.
Widok Zibiego wpierdzielającego kanapki z Nutellą był bezcenny. Był ucieszony jak dziecko i uwalony na całej buzi czekoladą.
- Dobra ja się zbieram. - powiedziałam zabierając szklankę i talerz.
- Poczekaj chwilkę. - wymamrał Zibi z pełną buzią.
- Tak? - odłożyłam naczynia i usiadłam.
- No bo.. - przetarł usta chusteczką. - Stwierdziliśmy z chłopakami, że nas nie lubisz. Dlaczego?
- Ja was nie lubię? Bzdura. Lubię was, tylko po prostu nie będę od razu za wami latać, rozumiesz? To że jesteście gwiazdeczkami nie znaczy że na mnie to działa.
- Nie jesteśmy gwiazdeczkami, jesteśmy normalnymi ludźmi takimi jak ty.
- To zachowujcie sie jak na ludzi przystało, hm?
- Dobra, sorry. Po prostu nie chcemy żebyś źle o nas myślała.
- To przestańcie zachowywać się jak rozwydrzone bachory. Cześć. - odniosłam naczynia do okienka i pewnym krokiem wyszłam ze stołówki. Kątem oka zerknęłam na stolik w którym siedziałam. Bartman siedział odwrócony w moją stronę i patrzył na mnie. Dobrze, że powiedziałam mu co myślę. Może zmienią swoje zachowanie. Miałam jeszcze ponad godzinę do treningu więc postanowiłam trochę posprzątać i rozpakować się. Tak jak przypuszczałam zajęło mi to godzinę. Nie miałam więcej czasu więc umyłam ręce i zeszłam na dół po doktora Jana.
- Dzień dobry! - odparłam wchodząc do gabinetu.
- O Majeczka, cześć. Już idę, już idę. - Jan zbierał swoje rzeczy do teczki.
Razem z wujkiem doszliśmy na halę. Chłopcy już się rozciągali ale jak zobaczyli, że wchodzimy na salę od razu przenieśli wzrok na nas. Poczułam się trochę nieswojo, Jan chyba to wyczuł bo objął mnie ramieniem. Spojrzeliśmy sobie w oczy i uśmiechnęliśmy się do siebie. Od razu zrobiło mi się lżej na duszy. Przeszliśmy przez halę i stanęliśmy przy ławkach.
- Chłopcy! - krzyknął Andrea. Siatkarze automatycznie wstali i podbiegli do nas.
- Poznajcie Marysię. Jest stażystką i z całym współczuciem w jej strone będzie musiała się z wami użerać przez całe zgrupowanie. - powiedział doktor kiedy wszyscy już stali obok.
- Cześć wam. - odprałam krótko i zwięźle.
- Cześć. - odpowiedzieli wszyscy po kolei.
- Witamy na pokładzie! - dodał Nowakowski i przytulił mnie.
Zaraz po tym chłopcy wrócili do treningu a ja z Jankiem dyskutowałam na ich temat. Opisywał mi kazdego po kolei i opowiadał o ich kontuzjach. Musiałam wiedziec jak sobie radzić w razie wypadku. Trening minął bardzo szybko. Pożegnałam się z wujkiem i poszłam do siebie. Rzuciłam się na łóżko i odpoczywałam po jakże męczących dwóch godzinach. Mój relaks przerwało pukanie do drzwi.
- Kto tam?! - krzyknęłam leżąc w łóżku.
- Hipopotam! - rozległ się śmiech. Nie ukrywam ale ja też parsknęłam.
Wstałam i otworzyłam drzwi.
- Przyszliśmy się z Tobą przywitać! - odparł Igła trzymając coś na kształt tortu.
- I przeprosić że zachowujemy sie jak rozwydrzone bachory. - dodał Zibi wyszczerzając się.
- Nie wiem co powiedzieć. - oparłam się o drzwi i patrzyłam na nich.
- Może po prostu dziękuję i zaproś nas do siebie? - wymądrzył się Igła.
- W takim razie dziękuję! I zapraszam. - otworzyłam szerzej drzwi a chłopcy wparowali do środka.
Było nas dość dużo więc usiedliśmy na ziemi. Zagumny pokroił ciasto.
- No to smacznego. - dodał odstawiając nóż.
Wszyscy zajadaliśmy się w najlepsze. Zdecydowanie stwierdzam, że polscy siatkarze są bardzo fajni i cieszę się że mogę tutaj z nimi być.
___________________________
Hohoho, mamy pierwszy rozdział . Zaczynają się kontakty między bohaterami.
Jak na początek nic szczególnego się nie dzieję ale nie martwcie się!
Dawka emocji w kolejnych częściach!
Miłego czytania :*
fajnie się zaczyna :D
OdpowiedzUsuńczekam na kolejne (;
fajnie się zaczyna :D
OdpowiedzUsuńczekam na kolejne (;
Całkiem niezły ten rozdział. Na moim blogu jest już I rozdział, a kolejny postaram się dodać między 19-20, a może nawet dwa mi się uda, bo dzisiaj mam wenę i niezłe pomysły . ; >
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie, znasz adres . ; D
Dodałam już ten twój II rozdział . ; D
OdpowiedzUsuńIII rozdział również dodany . ;>
Usuń