Uniosłam leniwie powieki i przewróciłam
się na plecy. Ostatnie chwile u siebie.
Zaraz będę musiała wstać, ubrać się i zjeść. Później przyjdzie czas na
pożegnanie się z wszystkimi i Welcome Spala. Tak, tak. Ta Spała. Czekają mnie
tygodnie zmagań z polskimi siatkarzami. Wymazałam ich na chwilę ze swojej
pamięci aby o nich nie myślec i zwlekłam się leniwie z łóżka. Wygrzebałam spod
łóżka pantofle i nałozyłam je na stopy. Wolnym ruchem weszłam do łazienki
zabierając ze sobą ciuchy z szafy. Przemylam twarz i spięłąm włosy w niedbałego
koka. Ubrałam się i wyszłam z pokoju. Zerkając na zegarek w telefonie
zorientowałam się, że jest 9:15. Mijając pokój mojego brata zbiegłam po
schodach prosto do kuchni, która połączona jest z salonem. Przy stole siedziała
już mama Kinga, tata Jarek i mój młodszy o rok brat Marcin.
- Cześć słoneczko! - przywitał mnie tato.
Co jak co ale ojciec był niesamowicie
czuły.
- Siadaj już robię śniadanie. - dodała
mama posyłając mi uśmiech.
- Dzisiaj już jedziesz, tak? - zapytał
upewniając się Marcin.
- No tak, tak. - odpowiedziałam i nalałam
sobie soku pomarańczowego.
- Jest! Czyli czekają mnie piękne
tygodnie bez Ciebie! - uniósł tryumfalnie obie ręce w górę.
- Młody! Nie przeginaj. - uderzyłam go
delikatnie dłonią w kość potyliczną.
- Czy wy zawsze musicie się kłócić? -
mama pokręciła głową i postawiła przed nami talerz z kromkami chleba a obok
niego słoik z Nutellą. Musze to powiedzieć ale w moim domu na śniadanie jadamy
praktycznie same kanapki z Nutellą i przepijamy je albo mlekiem albo kako. To
coś w rodzaju naszej tradycji. Na sam widok kanapek wszystkim na twarzach
pojawiły sie wielkie uśmiechy. Czym predzej zabraliśy się za konsumcję. Posiłek zjedliśmy w kosmicznym tempie. Po
śniadaniu zebrałam talerze i kubki i włozyłam je do zmywarki. Nalałam do
szklanek sok i położyłam na stole.
- Jak nastawienie przed wyjazdem? - ciszę
przerwał ojciec.
- W porządku. Nie stresuje się. Co ma byc
to będzie, prawda? - uśmiechnęłam się.
- Spakowałaś się już? - dosiadła się do
nas mama.
- Nie. Tak. W sumie jeszcze pare rzeczy
zostało.
- Jak zwykle zapomniesz pewnie czegoś!
Będziesz dzwonić żebyśmy Ci przywieźli. Eh, Marysiu. - rodzicielka oparła głowę
na dłoni.
- Mamo, spokojnie. Przeciez mi pomożesz.
- położyłam dloń na jej ręce a wszyscy zaczęli się śmiać.
W domu humoru było co nie miara. Mało co
występowały jakies sprzeczki. Tworzyliśmy dobra i kochającą rodzinę, którą nie chciałabym wymienić za żadne
skarby. Porozmawialiśmy jeszcze chwilkę z rodzicami i postanowiłam sprawdzić
jeszcze czego nie spakowałam. Rzeczywiście brakowało paru rzeczy. Na koniec
dopiełam kosmetyczkę na ostatni guzik i spakowałam jeszcze ją.
- Wychodzę! Idę pożegnać się z Kornelią i
wracam. - krzyknęłąm zamykając za sobą drzwi. Była 11 więc Kornelia już na pewno
nie śpi. Droga ode mnie do niej to zaledwie kilkaset metrów. Stanęłam przed jej
drzwiami i zapukałam.
- O Majka! Wchodź. - zagarnęła mnie
dłonią kiedy otworzyla drzwi.
- Przyszłam się pożegnać. Za niedługo
jadę. - oznajmiłam siadając na sofie w salonie.
Pomieszczenie było niewielkie ale
mieściło wszystko co trzeba. Po prawej stronie było okno balkonowe, przez które
można wejśc do ogrodu. Po lewej kominek przed którym stoją małe pufki a na
środku jest sofa a przed nią stolik i komoda z telewizorem plazmowym. Pamiętam jak siedziałyśmy nieraz przy kominku popijając gorącą czekoladę i opowiadałyśmy sobie straszne historie. Później bałam się wracać do domu i ktoś musiał po mnie przyjść. Ah, te czasy.
- O której jedziesz? - Kornelia usiadła obok mnie z podkulonymi nogami jak to miała w zwyczaju.
- O 13.
- Łe, będzie mi Ciebie brakować łazjo. - przytuliła się do mnie.
- Mi Ciebie też kochanie. - odwzajemniłam uśmiech.
- Proponuje gorącą czekoladę, hm? - zerknęła na mnie kątem oka.
Uśmiechnęłam się przytakując. Kornela zrobiła czekoladę i pijąc ja wspominałyśmy sstare dobre czasy. Strasznie fajne sa takie wspomnienia. Stwierdziłyśmy, że jak tylko przyjadę ponownie to zrobimy sobie coś na kształt wieczoru wspomnień. Przeglądniemy stare albumy i poopowiadamy jeszcze wiecej historii. Niestety czasu dzisiaj było mało więc wypiłam napój do końca i pożegnałam się z Kornelią. Wyściskałyśmy się i wycałowałyśmy się za wszystkie czasy. Wróciłam do domu jakoś po 12. W pośpiechu sprawdziłam jeszcze walizki. Postanowiłam się nie przebierać więc zostałam w takim stroju jak z samego rana. Schowałam jeszcze laptopa do torby, mp4 do torebki, psiknęłam się perfum i zeszłam na dół.
- Marciiiin. - przeciągnęłam specjalnie samogłoskę i.
- Ta jasne już ide po walizki... - ociężałym ruchem ześlizgnął się z fotela i wybiegł po schodach.
Po dziesięciu minutach staliśmy już wszyscy obok auta. Ojciec z Marcinem pakowali walizki a ja żegnałam się z mamą.
- Kochanie, pamiętaj o tym żeby dzwonić jak tylko coś będzie się działo. - jak zwykle troska po pierwsze.
- Tak mamo, pamiętam.
- Dbaj o siebie i ostrożnie proszę! Kocham Cię. - ucałowała mnie.
- Ja Ciebie też. - odwzajemniłam jej pocałunek.
- Pa tato. Kocham Cię i tak dalej. - zaśmialiśmy się oboje i objęłam go.
- Kochanie dzwoń, pisz o kazdej porze dnia i nocy. - pocałował mnie w czoło.
Teraz przyszła kolej na pożegnanie się z moim uroczym braciszkiem!
- No Majka chodź. - uśmiechnął się i rozłożył ramiona. Od razu się w niego wtuliłam.
- Będę tęsknić. - wyszeptałam.
- Ja też. Uwazaj na siebie. Nie daj się tam obałamucić tym gwiazdeczkom. Pokaż kto tu rządzi. - zaśmiał się. Pocałowałam go i wsiadłam do auta.
- Do zobaczenia! - krzyknęłam odjeżdżając z posesji. W wstecznych lusterkach widziałam jak moja kochana rodzinka macha w moją stronę. Na sam widok uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Włączyłam radio i podkręciłam muzykę na full. Z kilometra na kilometr coraz bardziej się denerwowałam. Spała coraz bliżej. Cała głowa zajęta była myślą o tym jak podołam nowemu wyzwaniu. Jak poukładam sobie relacje z siatkarzami. Czy będe się z nimi dogadywać? Czy będziemy ciągle się kłócić? Czy my w ogóle będziemy ze sobą rozmawiać? Co chwilę w głowie roiło się od nowych pytań na które nie miałam odpowiedzi. Ciśnienie mi podskoczyło kiedy zajechałam na parking pod ośrodkiem w Spale. Wyłączyłam silnik i oparłam się. Dawaj Majka, dasz radę. - szepnęłam do siebie. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam z samochodu. Na ramie zarzuciłam podręczną torbę i torbę z laptopem. Zamknęłam drzwi i udałam się w stronę bagażnika. Z lekkim trudem wyjęłam z niego dwie walizki na kółkach. Przekręciłam kluczyk w piątych drzwiach mojego wozu i ciągnąć za sobą toboły wolnym i chwiejnym krokiem udałam się do drzwi ośrodka. Wnętrze bardzo ładnie urządzone. W prawdzie skromnie ale tak jest najlepiej. Duża sofa ze stołem na środku znajdowała sie po prawej stronie. Po lewej zaś drzwi z napisem STOŁÓWKA. Na przeciwko widniała recepcja. Czym prędzej popędziłam przed siebie.
- Dzień dobry! Witamy w Ośrodku Przygotowań Olimpijskich w Spale! W czym moge pani służyć? - swoją umowną formułkę przedstawiła strasznie miła starsza kobieta w recepcji.
- Moje nazwisko Krawczyk. Maria Krawczyk. Ja jestem...
- A! Tak wiem kim pani jest! - przerwała mi recepcjonistka. - Pokój 365. Trzecie piętro, winda po prawej stronie. - nadal uśmiechnięta kobieta wręczyła mi kartę do pokoju.
- Dziękuję bardzo! - podziękowałam i poszłam do windy.
Kliknęłam guzik ale winda nie zdjeżdżała. Brawo! Przyciągasz nieszczęście jak magnes. Ciężko westchnęłam i podeszłam do schodów. Złapałam walizki za mniejsze rączki i postawiłam pierwszy krok na schodach.
- Hola! Hola! - usłyszałam męski głos za sobą. - Może pani pomóc? - odwróciłam się. Za mną stał nikt inny jak Zbigniew Bartman! Moje oczy od razu się zaszkliły.
- W prawdzie, spadłeś mi z nieba. Winda się zacięła. - skrzywiłam się.
- W porządeczku. W ogóle Zbyszek Bartman jestem. - wyciągnął dłon w moją stronę.
- Tak, wiem kim jesteś. - zaśmiałam się i uścisnęłam jego dłoń.
- A ty jak masz na imię? - zapytał łapiąc za moje walizki. - Jeżeli można wiedzieć.
- Marysia. Marysia Krawczyk. - odpowiedziałam i ruszyliśmy do góry. Trzy piętra to okropnie męcząca droga. Mam nadzieję, że naprawią tę windę jak najszybciej. Jeżeli mam tu spędzić pare tygodni to wole wyjeżdżać windą niż naginać na nogach po tych schodach. Zbyszek odprowadził mnie pod sam próg pokoju. Otworzyłam przed nim drzwi a on wszedł i zostawił walizki.
- Wielkie dzięki. - oparłam sie o drzwi.
- Nie ma za co. Polecam się na przyszłość. - Bartman z uśmiechem na ustach wyszedł z pokoju.
Moje nowe mieszkanie składało się z przytulnej łazienki z prysznicem i pokoju z cholernie miękkim i wygodnym łóżkiem. Na prawo od drzwi stała szafa, stolik i dwa fotele. Pierwsze co zrobiłam to rzuciłam się na łóżko. Byłam strasznie zmęczona więc lekko przysnęłam.
_____________
Hej! Mamy prolog! Zaczynam opowiadanie o naszych polskich kochanych siatkarzach!
Mam nadzieję że znajdą się osoby, które będa wpadac tutaj i czytać moje wypociny.
Myślę, że następny rozdział pojawi się za niedługo!
Do napisania! :):)
Zapowiada się ciekawie. ;>. Zachęcam do czytania moich blogów i czekam na kolejny! ;>
OdpowiedzUsuńFaajnie się zaczyna <3
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że przez to opowiadanie nie przestaniesz Pisac o Julce ; ))
Oo .. widzę, że nie tylko ja dzisiaj rozpoczęłam swą przygodę z pisaniem opowiadań o naszych kochanych siatkarzach . < 33
OdpowiedzUsuńProlog całkiem fajny, ale miałaś trochę błędów, literówki czy interpunkcja, no ale cóż .. nikt nie jest idealny . ;)
Zapraszam na mojego bloga serdecznie http://my-opportunities-in-volleyball.blogspot.com/
Miłego czytania mojego prologu, i mile widziany, a raczej chciany komentarz z opinią na temat mej twórczości, krytyki się nie boję . ;>
Ciekawie się zapowiada.. Według mnie mogłabyś już dodać 1 rozdział.. Już lubię tego bloga i na pewno będę go czytać do samego epilogu :D
OdpowiedzUsuńSuper. Świetnie się zapowiada. Z niecierpliwością czekam na pierwszy rozdział, tymczasem zapraszam do siebie na: http://przeciezwieszgdziejestsiatkowka.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, no_princess :D
Huehuehuehue Zbysiu <3 super początek ;) zapraszam do mnie na
OdpowiedzUsuńIloveyou-kedavra.blogspot.com
Ff potterowskie ;)
Pozdrawiam :*